... to tytuł mojego wpisu do albumu nowalinki ('Sceny z życia'). Pierwotny zamysł był zupełnie inny - chodził mi po głowie wiersz Stachury Teatry dwa. Chodził namolnie i równie nachalnie narzucał interpretację, ale ponieważ nowalinka w liście przewodnim prosiła nie o filozoficzne czy egzystencjalne dywagacje, tylko o utrwalenie jakiejś radosnej, szczęśliwej chwili - w końcu wyparłam z głowy skojarzenie: 'życie to nie teatr'. I pomyślałam o tym, co lubię. Lubię na przykład mieć fioletowe palce od zbieranych na górskiej polance borówek (!), lubię je zjadać prosto z krzaczka (a co tam bąblowiec ;)), lubię się nie spieszyć, podziwiać widoki, grzać się w słonku i nic nie musieć :))
I to jest właśnie taka jedna scena z życia. Borówki w drodze na Turbacz :)
A przy okazji... U MonaLisy słodkości, że aż ślinka cieknie ;) zajrzyjcie koniecznie :))
11 komentarzy:
podoba się :>
jak zwykle ;p
super, nie dość, że zielony, nie dość, że te wszystkie szczególiki przyprawiają o zawrót głowy, to jeszcze jest o Turbaczu, miejscu, górskim miejscu i okolicy,w której często bywam. podoba się, a jakże :D fajnie zinterpretowałaś temat
Oj koleżanko, borówki po drodze na Turbacz są zdecydowanie warte uwagi, jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkich krzaczorów i takich mega słodkich owoców jak tam :)
GE-NIAL-NE!!!!!!!!!!!
przecudnie...
zieleni się...
świetna praca, zresztą jak zwykle :) taka 100procentowo k_majowa; mogłabym patrzeć i patrzeć
jak to u Ciebie - zmaaacać od razu się chce!!!
i jak zwykle, wpis z najwyższej półki :)
mordaski kochana :*
Hm, że ja narzuciłam...hmmm, nie to mialam na mysli, filozofowac mozna jak najbardziej...czasem cięzko ubrać mi cos w słowa ;)
Ale ten wpis bardzo mi sie podoba a borówki równie mocno lubie pożerac prosto z krzaka :)
Czekam na niego z niecierpliwością :)
piękny wpis... a lata temu też jadłam borówki (ale dla mnie to jagody:) w drodze a Turbacz...
świetne, takie zielone, ale nie nachalnie, stonowanie i fajnie :)
Prześlij komentarz